🦓 Tytuł Chrystusa W Religii Chrześcijańskiej

Produkty rekomendowane. Krótka historia teologii chrześcijańskiej Książka religijna już od 36,19 zł - od 36,19 zł, porównanie cen w 28 sklepach. Zobacz inne Religia, najtańsze i najlepsze oferty, opinie.. Homilia biskupa płockiego Stanisława Wielgusa wygłoszona podczas ostatniego dnia sympozjum „Sekty - zamaskowane zniewolenie”. Doszliśmy do ostatniego już dnia naszego sympozjum, poświęconego w tym roku bardzo aktualnemu problemowi, a mianowicie zniewoleniu, jakie przynoszą wielu ludziom dynamicznie rozwijające się w ostatnich W swoim dziele zatytułowanym Apologia w rozdziale pierwszym mówi o chrzcie, jako sposobie wprowadzania ludzi w szeregi wyznawców Chrystusa. Inicjacja chrzcielna według św. Justyna rozpoczynała się od przygotowania dalszego, które obejmowało podstawową ewangelizację, czyli nauka wiary i moralności chrześcijańskiej. Zarówno tytuł, jak i podtytuł określają temat niniejszego rozważania — ekspozycji tekstu biblijnego*. Tytuł zaczerpnięty jest z perykopy ewangelicz­ nej przekazanej przez dwóch spośród trzech synoptyków, Mateusza i Łukasza, odpowiednio w rozdziałach 11 (w. 2—6) i 7 (w. 18—23). Perykopa ta otrzyma­ 50 zł. 100 zł. „Zabójcza obojętność” istotna i ciekawa jest nie tylko dlatego, że uderza w samo sedno współczesnego kryzysu; Sammons daje nam też do ręki poręczne narzędzia pojęciowe, systematyzując rozpowszechnione dziś błędne postawy. Celnie prezentuje różnice między stosunkiem Kościoła katolickiego do innowierców Wigilia w polskiej obyczajowości jest świętem bardzo rodzinnym, powszechnie uważanym za najważniejszy dzień w roku (w wielu krajach nie ma on aż takiego znaczenia). Podobnie jak w Polsce Wigilię obchodzi się na Litwie, w Czechach i na Słowacji. Nieznany poza Polską i Litwą jest zwyczaj łamania się opłatkiem. Marcin Pietrzyk. "Sprawa Chrystusa" to jeden z tych filmów, który jest prawdziwą zagwozdką dla recenzenta. Jego ocena jest bowiem bezpośrednio związana z osobą widza. Inaczej odbierać go będzie człowiek wierzący, a inaczej ktoś, kto w kinie, zamiast Boga, szuka wartości artystycznych. Osoby głęboko religijne powinny zignorować Moment przyjścia na świat Chrystusa Pana dał początek obliczaniu lat według ery chrześcijańskiej, zwanej też "erą dionizyjską", bądź po prostu "naszą erą". System ten wprowadził w roku 525 kanonista i chronograf rzymski Dionizy Mały. Problem tkwi w tym, że w rzeczywistości nie wiemy dokładnie, kiedy urodził się Jezus Chrystus. chwalimy w kościele, kiedy się zbieramy; kiedy każdy wraca do siebie, to jakby przestawał chwalić Boga. Niech nie ustaje dobrze żyć, a zawsze będzie chwalił Boga”. Zapragnijmy odnowić naszą miłość do Jezusa w Eucharystii, rozpalmy w sobie ducha uwielbienia dla konsekrowanej Hostii, Chleba życia wieczne- FRFx4. Kino kocha tematykę religijną. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro religie skupiają wokół siebie miliony ludzi, a kino jest rozrywką masową. Spośród nieprzebranej masy tytułów wyprodukowanych na przestrzeni lat jakie są najlepsze filmy religijne? Na to pytanie znajdziecie odpowiedź w rankingu, w który prezentujemy 20 filmów religijnych wartych obejrzenia. Zachęcamy też do przeczytania listy najlepszych filmów o ufo, najlepszych filmów romantycznych i najlepszych filmów na podstawie książek. RANKING NAJLEPSZYCH FILMÓW RELIGIJNYCH Filmy religijne to temat rzeka, dlatego w tym rankingu postanowiliśmy ograniczyć się wyłącznie do obrazów powstałych w naszym kręgu kulturowym. Znalazły się więc tu filmy inspirowane Starym i Nowym Testamentem ("Dziesięcioro przykazań", "Pasja"), obrazy przywołujące życie i działalność świętych ("Brat słońce, siostra Księżyc") oraz opowieści współczesne inspirowane naukami przekazanymi wiernym przez Boga ("Old Fashioned"). W naszym rankingu znalazło się miejsce dla wielkich hollywoodzkich widowisk ("Opowieści z Narnii") i skromnych obrazów artystycznych ("Maryja, matka Jezusa"). Są filmy, które wywoływały kontrowersje wśród wiernych ("Ostatnie kuszenie Chrystusa"), jak również przeboje, które przyciągały tłumy i zbierały masę nagród ("Ben-Hur"). Nie ograniczyliśmy się wyłącznie do fabuł. Wśród 20 najlepszych filmów religijnych znalazło się też miejsce dla kilku dokumentów. Przeżywamy teraz tak zwany „Wielki Tydzień”. Zbliżamy się do Wielkanocy. A kiedy właściwie miały miejsce wydarzenia pierwszego Wielkiego Tygodnia i pierwszej Wielkiej Nocy? W którym miesiącu? To chyba wiadomo? Wiadomo! Chociaż chronologia tamtych czasów nie jest stuprocentowo pewna. Tylko - powiedziałbym – wielce prawdopodobna. Historycy oceniają, że najbardziej prawdopodobnym rokiem ukrzyżowania i zmartwychwstania jest rok 30. Ta datacja częściowo wynika z Ewangelii: pojawienie się Jana Chrzciciela to prawdopodobnie rok 27. A narodziny Chrystusa były – prawdopodobnie – w 6 roku przed Chrystusem. A właściwie, przed naszą erą chrześcijańską. Takie są – moim zdaniem - najbardziej prawdopodobne daty. Pascha zaś to początek kwietnia. Cały Wielki Tydzień zatem to prawdopodobnie pierwsze dni kwietnia 30 roku. A o której godzinie Chrystus umarł? To była godzina dziewiąta. Ale wówczas godziny liczono inaczej: od świtu do zmierzchu. Tak że to było nasze popołudnie. I kolejne pytanie: kto w momencie śmierci Chrystusa rządził w Rzymie? Bo w Palestynie chyba Poncjusz Piłat? W Rzymie przy narodzeniu Chrystusa rządził jeszcze August, który umarł w 14 roku naszej ery. Jego następcą był Tyberiusz. W Rzymie 30 roku panował więc cesarz Tyberiusz. Jego „prawą ręką”, taką „szarą eminencją”, był wówczas szef pretorianów Sejan. Taki – powiedziałbym - „superglina”. W Palestynie natomiast mamy sytuację następującą: księciem, a właściwie wasalnym monarchą Galilei, był Herod Antypas. Judeą z kolei zarządzał prokurator. Piłat więc,był prokuratorem rządzącym Judeą w porozumieniu z namiestnikiem prowincji Syria. Bo Syria miała rangę prowincji, a prokurator Judei był „oczko niżej”. Ale oczywiście Piłat musiał się kontaktować nie tylko z Antiochią w Syrii, lecz również z Rzymem jako swoją centralą. Dlatego więc Piłat bał się, że Żydzi doniosą na niego cesarzowi? Dokładnie tak! Dokładnie. To jest bardzo ważny aspekt procesu Chrystusa. Bo przełomowym momentem w tym procesie są słowa przedstawicieli Sanhedrynu: „jeżeli go nie skarzesz, to nie jesteś przyjacielem cesarza!”. Bo Piłat – w gruncie rzeczy – mógł „umyć ręce” i od razu skazać Chrystusa. Ale nie chciał! Natomiast szantaż zadziałał. Jak już mówiłem: Piłat był urzędnikiem podległym i namiestnikowi Syrii i Rzymowi. I bał się. Po prostu bał się, że jeżeli zaakceptuje określenie „król żydowski” , to może mieć olbrzymie kłopoty z tego powodu, iż nie zrobił nic z uzurpacją jakiegoś Żyda do bycia królem żydowskim. On się tego przestraszył! A Chrystus w procesie przyjął tytuł króla. Powiedział przecież: „Tak. Jestem królem żydowskim”. O to zresztą oskarżali go również arcykapłani. A dlaczego sami Żydzi nie mogli zabić Chrystusa? Przecież kamienowali ludzi. A domagali się, żeby to Piłat wydał wyrok śmierci. To jest dobre pytanie i właściwie nie ma na nie jednoznacznej odpowiedzi. Bo teoretycznie Sanhedryn nie mógł wydawać wyroków śmierci. Ale rzeczywiście – tak jak pan mówi – nierządnice karano ukamienowaniem według Prawa Żydowskiego. Tyle że w sprawie Chrystusa to nie Sanhedryn był sądem. W przypadku nierządnic oni zawsze mogli powiedzieć: „ale taki jest nasz zwyczaj”, „To nakazuje Prawo Mojżeszowe” i tak dalej. Natomiast w kwestii Chrystusa było inaczej. Z punktu widzenia Świątyni był on bluźniercą i uzurpatorem. Mogli go więc oskarżyć o uzurpację polityczną. Ale bali się wydać wyrok śmierci z jej powodu. Bo wtedy wkroczyliby na drogę polityki. Piłat zaś mógłby wtedy powiedzieć, że oni nie mają prawa ingerować w wyrok o charakterze politycznym. I tego Sanhedryn pragnął uniknąć. Dlatego chcieli wplątać Piłata we współudział. Nie chcieli Chrystusa skazać na śmierć jako winnego z powodów religijnych? Piłat nie chciał! „Machał ręką” na sprawę. Uważał, że ona jest niepoważna i on nie powinien się nią zajmować. Bo go nie dotyczy. To sprawa Żydów. Ale Piłat wiedział, że jeżeli Sanhedryn pchnie proces w kierunku politycznym, to będzie to dla niego niebezpieczne. Widać tu cyniczną grę Sanhedrynu. Rozumiem więc, że Sanhedryn uważał, iż sam nie może Chrystusa skazać na śmierć jako winnego z powodów religijnych… Ja bym odczytywał to w ten sposób: Sanhedryn chciał zgładzić Chrystusa z powodów religijnych, ale uznał, że nie zrobi tego tylko i wyłącznie z tychże powodów. Uznali, że bezpieczniej będzie proces pokierować w kierunku politycznym. Bo relacje pomiędzy prokuratorem a Sanhedrynem były bardzo delikatne: Rzymianie byli okupantami i na dobrą sprawę w każdej chwili mogli użyć swoich legionów, żeby „upuścić krwi” w Palestynie. Sanhedryn nie był więc na tym terenie władzą. Były nią rzymskie legiony oraz namiestnik. Członkowie Sanhedrynu mogli się zatem obawiać tego, że jeżeli zamordują Chrystusa z powodów czysto religijnych, to władza rzymska – jeżeli by to wywołało jakieś zamieszki – będzie bardzo niezadowolona. Dlatego woleli schować się - że tak powiem – pod „szyld prokuratora”. Chrystus więc został skazany na ukrzyżowanie jako przestępca polityczny? I o tym świadczył titulus, czyli tabliczka na krzyżu? Tak! Bo tam jest napisane: „Król Żydowski”. Właśnie! I to jest bardzo ważna informacja o tym, że podstawą wyroku był „delikt polityczny”. Faktyczną inspiracją Sanhedrynu była jednak religia. Oni po prostu odrzucali Chrystusa jako Mesjasza. Ale oskarżyli go o to, że jest królem żydowskim po to, aby wplątać Piłata w sprawę Chrystusa. I częściowo – wydaje mi – podzielić się odpowiedzialnością. Kolejna sprawa: są liczne pamiątki Męki Pańskiej. Takie jak kawałki krzyża, Chusta z Manoppello, Całun Turyński, Korona Cierniowa albo gwoździe z Krzyża. Na ile te pamiątki, pozostałości są wiarygodne? Historycznie udokumentowane? Prawdziwe? Nie badałem dokładnie autentyczności tych wszystkich artefaktów, o których pan mówi. Jest na ich temat znakomita książka Grzegorza Górnego i Janusza Rosikonia. Świetnie ilustrowana! Oni przebadali prawdopodobieństwa autentyczności tych artefaktów. Bliżej zajmowałem się tylko Całunem Turyńskim. Bo on wydaje mi się być kluczowym artefaktem. Całun to płótno grobowe, na którym odbite jest ciało w sposób, który współczesna nauka nie potrafi ustalić i wyjaśnić. Na tym płótnie są ślady dokładnie pasujące do opisu męki Chrystusa. Na Całunie odkryto również odciski monetek na powiekach. Monetek z czasów Chrystusa! Mamy też całą masę innych poszlak czy nawet dowodów świadczących o autentyczności tego płótna. Wizerunek z Całunu ma też pewną korelację z Chustą z Manoppello. Dodam, iż byli tacy matematycy, którzy zbadali prawdopodobieństwo tego, że na Całunie jest odbite ciało kogoś innego niż Chrystus. Chodziło o różne elementy owego prawdopodobieństwa. A więc o fakty, że był to mężczyzna, zmarły po paru godzinach od ukrzyżowaniu, z tymi śladami i tak dalej, i tak dalej. Ci matematycy ustalili, że wspomniane prawdopodobieństwo wynosi jeden do dwudziestu miliardów. Więc jeżeli nie ma pewności co do autentyczności Całunu Turyńskiego, to jest prawdopodobieństwo. Prawdopodobieństwo tego, że to może nie być Chrystus, sięgające jednego do dwudziestu miliardów. Chciałbym jeszcze poruszyć temat Krzyża Chrystusowego. Podobno znalazła go św. Helena. Czytałem, że w ówczesnych źródłach nie ma informacji na ten temat. I dlatego są historycy, którzy podważają znalezienie Krzyża przez św. Helenę. Dokumentacja z czasów Chrystusa to jedna rzecz. Ona oczywiście jakaś jest. Ale źródeł chrześcijańskich jest tyle, ile mamy. Są więc oczywiście Ewangelie i pierwotne źródła Ojców Kościoła z I wieku. Również św. Jan i jego Apokalipsa to koniec I wieku. Wzmianek o Chrystusie też jest tyle, ile mamy. One pochodzą od Tacyta, Flawiusza, Swetoniusza. Natomiast co do wyprawy św. Heleny, to wiemy dokładnie, kiedy ona tam pojechała. Natomiast ocena tego, na ile prawdopodobne i wiarygodne są jej znaleziska, to historia, której tutaj w krótkich słowach nie opowiemy. Odniosę pana i czytelników naszego wywiadu do wspomnianej już wcześniej książki Górnego i Rosikonia. Oni to bardzo dokładnie analizują. Oczywiście wiadomo, że Drzewo Krzyża zostało później rozczłonkowane. Więc bardzo wiele uznanych obecnie fragmentów relikwii Krzyża może być nieautentycznych. Bo one zostały rozsiane po świecie. I ktoś złośliwie powiedział, że gdyby zebrać te wszystkie fragmenty Krzyża, to by wyszło więcej niż sam Krzyż. Ktoś inny jednak owe fragmenty policzył i to aż tak źle nie jest. Ale tak czy inaczej: można mieć wątpliwości wobec wszystkich fragmentów Krzyża. Natomiast wydaje się dosyć prawdopodobnym fakt, że na początku IV wieku, kiedy św. Helena odwiedziła Palestynę, istniejąca tam gmina chrześcijańska wskazała jej miejsce, gdzie te artefakty były schowane. I znowu tłumaczenie tego, dlaczego one były schowane, uprawdopodobnia ów fakt. Ukryto je bowiem dlatego, że po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Jerozolima i Palestyna przechodziły bardzo burzliwą historię. Nie zapominajmy o dwóch powstaniach żydowskich. O wszystkich tych – że tak powiem – katastrofach, które Palestynę spotkały w I/II wieku. O losach gminy chrześcijańskiej, która stawała się coraz mniejsza. To jest długa historia tych tak zwanych „judeochrześcijan”, którzy – częściowo – przeszli potem na stronę arian czy muzułmanów. Myślę zresztą, że każdy z tych artefaktów (gwoździe, titulus, fragment Krzyża) były poddane różnym badaniom i wydaje się, że niektóre z nich mogą być autentyczne. W Piśmie Świętym jest napisane, że członkowie Sanhedrynu kazali strażnikom powiedzieć, że przyszli uczniowie, wykradli ciało Chrystusa i ta wersja jest do tej pory wśród Żydów popularna. I chciałem się zapytać o to, czy w historii jakoś nadal funkcjonuje ów pogląd, że ciało wykradziono? Oczywiście! Dlatego że tradycja judaistyczna, talmudyczna podtrzymuje właśnie taki przekaz. Nie uznając Chrystusa za Syna Bożego, przyjęto wersję Sanhedrynu. Taką, która nie miała miejsca. Ale już w Ewangelii jest zaznaczone, że Sanhedryn taką linię wyjaśniania zmartwychwstania przyjął. Sanhedryn nie mógł - po skazaniu Chrystusa – milcząco przyjąć, że On zmartwychwstał. Więc nawet zapłacono strażnikom, żeby „siedzieli cicho”. Rozgłoszono też, że uczniowie wykradli ciało. I taka wersja krążyła wśród Żydów. Nie wśród chrześcijan. Bo wśród nich byli świadkowie zmartwychwstania. Tutaj dotykamy tych wszystkich relacji z Ewangelii o dziesiątkach osób, które widziały Chrystusa po zmartwychwstaniu. I cała wiarygodność Ewangelii opiera się – moim zdaniem – na pewnym logicznym rozumowaniu, które musi odpowiedzieć na następujące pytanie: dlaczego ludzie, którzy byli świadkami nauczania Chrystusa i wiedzieli, że był on niezwykłym człowiekiem, ale przegranym i zamordowanym, po Jego śmierci upierali się, że widzieli Go żywego? Zbiorowa psychoza? Trudno tak powiedzieć, zważywszy, że wielu z nich potem cierpiało męczeństwo w obronie tej nauki. Tak, jak Szczepan, Jakub i cała masa innych. Przypominam: chodzi tu o grupę ludzi należących do tak zwanego gminu. Apostołowie przecież to byli głównie rybacy. Jakoś wykształconym człowiekiem był chyba jedynie celnik Mateusz. Pozostali pewnie nie umieli ani pisać, ani czytać. Więc nie jest to logiczne, że ci amhaarece, czyli „ludzie z gminu”, „stanęli dęba” przeciwko swoim przywódcom religijnym w obronie jakiejś „fantastycznej” historii. I ponosili jeszcze często śmierć w imię tej swojej wizji. A było ich jednak sporo. W Ewangelii jest świadectwo o tym, że co najmniej kilkadziesiąt osób widziało Chrystusa po zmartwychwstaniu. Więc pozostawienie takiego śladu jak najpierw ustnie przekazywane nauczanie, a potem zapisane Ewangelie, jest czymś właściwie niewytłumaczalnym z punktu widzenia logiki. Jeżeli – oczywiście - nie bierze się pod uwagę zmartwychwstania! Byli jednak historycy – wydaje mi się, że na przykład Ernest Renan – którzy podjęli tą nielogiczną wersję, twierdząc, że chrześcijaństwo jest po prostu oszustwem. Zgoda. Ale agnostycy, przeciwnicy chrześcijaństwa i wszyscy ci, którzy negują przekaz ewangeliczny, w gruncie rzeczy trochę „plączą się w zeznaniach”. Bo nie potrafią wyjaśnić tego, co stało się w poranek wielkanocny. Oczywiście, po dwóch tysiącach lat, wszystkie posiadane przez nas poszlaki, argumenty i dowody muszą być przedmiotem wiary. Bo my nie byliśmy świadkami tego wszystkiego. Natomiast byli inni świadkowie. Dwa tysiące lat temu była nawet cała gromada świadków. I nasuwa się następujące pytanie: na ile mamy prawo iść za nimi w naszej wierze? W udzieleniu odpowiedzi na to pytanie badania historyczne wydają mi się bardzo pożyteczne. Dlatego że mamy do czynienia z wydarzeniem historycznym, którego interpretacje znajdują się w źródle opisującym to wydarzenie. Źródle bardzo bliskim w czasie. Ewangelie powstały przecież mniej więcej trzydzieści lat po 30 roku. A mało jest wydarzeń historycznych, których sens logiczny jest dobrze opisany w źródle, które je prezentuje. Tymczasem takim właśnie źródłem są Ewangelie i nauka, która z tego źródła pochodzi, czyli chrześcijaństwo. To jest fenomen nieznany w historii! Mamy też świadków. Oczywiście trzeba na nich patrzeć z perspektywy historyczno-społecznej. To nie byli królowie, książęta czy namiestnicy, ale prości ludzie, którzy tę naukę rozsiewali najpierw po swojej okolicy, a potem po całym Imperium. I jak skutecznie! A więc byli wiarygodni jako świadkowie. Wydaje mi się, że w laickich egzegezach Ewangelii i początków chrześcijaństwa to jest czasami zacierane. A oni naprawdę musieli być wiarygodni w tym, co mówili. Bo za nimi szły tłumy ludzi w całym Imperium Romanum! I w Persji! Św. Tomasz Apostoł dotarł nawet do Indii. Dzisiaj patrzymy na to jako na pewną próbę wiarygodności. Ale wówczas ta wiarygodność opierała się na świadectwie naocznych świadków. I jeszcze jedno a propos poszlak czy dowodów historycznych: rozdarcie zasłony w Świątyni, o którym wspomina Ewangelia, miało na pewno miejsce. Ewangeliści, opisując to wydarzenie, wspominają też zaćmienie słońca, pisząc: „I stało się ciemno i było trzęsienie ziemi”. Otóż źródłem wiadomości o rozdarciu świątynnej zasłony jest również Talmud. Nie przytoczę w tej chwili nazwy jego księgi i wersu, które o tym informują. Ale w Talmudzie jest wzmianka o tym, że czterdzieści lat przed zburzeniem świątyni obrady Sanhedrynu przeniesiono z jednej sali w Świątyni do innej. I tu pojawia się wzmianka o tym, że rozdarła się zasłona. Nasuwa się pytanie: dlaczego? 40 lat przed zburzeniem świątyni! Czyli mamy rok 30! I to Talmud o tym wspomina! Bardzo ciekawa poszlaka! A czym właściwie jest Talmud? Talmud jest zespołem ksiąg, który Żydzi - kontynuujący naukę Świątyni i Sanhedrynu - przygotowali już na wygnaniu. Stanowi je zbiór komentarzy do Pisma Świętego idący w kierunku podtrzymania tradycji mojżeszowej, ale wbrew chrześcijaństwu. W Talmudzie przemilczano, a nawet w niektórych fragmentach negowano boskość Chrystusa. Określając Go przy tym brzydkimi słowami. A więc to jest taka nowa nauka świata żydowskiego, sformułowana po zburzeniu Świątyni, która była jakby kontynuacją Starego Testamentu, ale w duchu antychrześcijańskim. Czy Talmud jest podstawą wierzeń obecnego judaizmu? Tak! Tak zwanego judaizmu rabinicznego. Najogólniej mówiąc. Bo w judaizmie też są różne i rodzaje, i odłamy. Natomiast ortodoksyjni Żydzi odwołują się właśnie do talmudycznych interpretacji Starego Testamentu. Oczywiście – tak jak chrześcijanie - przyjmują większość ksiąg Starego Testamentu. Ale jednak z późniejszymi komentarzami. A więc Talmud potwierdza wiadomości z Ewangelii o rozdarciu zasłony w Świątyni? Talmud poświadcza fakt trzęsienia ziemi w 30 roku. Oczywiście to nie jest dowód na boskość Chrystusa. Tylko potwierdzenie trochę drugorzędnej informacji o trzęsieniu ziemi w roku 30 w Jerozolimie, z którego powodu według Ewangelii rozdarła się zasłona w Świątyni. W tym szczególe Talmud potwierdza relacje ewangeliczne. Źródło: List papieża Leona X do Henryka VIII w sprawie Obrony siedmiu sakramentów, w dowód uznania książki, którą napisał król przeciw Lutrowi. Do naszego najbardziej chrześcijańskiego Syna w Chrystusie, Henryka, króla Anglii, dostojnego obrońcy wiary. Najdroższy Synu w Chrystusie, z życzeniem zdrowia i z apostolskim błogosławieństwem: Przed kilkoma dniami, gdy poseł Waszej Wysokości, miły nam John Clark, dziekan kaplicy królewskiej, podczas konsystorza przedstawił nam książkę, którą Wasza Wysokość opublikował przeciwko zuchwałym naukom i sekcie Marcina Lutra i w błyskotliwym przemówieniu wygłoszonym przy tej jak najbardziej stosownej okazji, w obecności kilku prałatów Dworu Rzymskiego, potwierdził swoją gotowość bronienia mieczem i piórem nas samych i Stolicy Świętej, naszą duszę napełniła radość. Nie tylko My sami, ale wszyscy nasi czcigodni Bracia uradowali się, ponieważ pomyśleliśmy, że zuchwały Luter – nie bez dopustu Bożego – wprawdzie zaatakował Kościół Chrystusa, ale w następstwie tego Kościół znalazł się w tym szczęśliwym położeniu, że ku swej większej chwale napotkał takiego bohatera i obrońcę. Dlatego postanowiliśmy, i wszyscy są z nami co do tego zgodni, że Waszej niezwykłej cnocie i nabożności, jako znak naszej miłości i uznania, należałoby wystawić pomnik. Bo jeśli, najdroższy Synu, wyrazem uznania i czci dla wielkich monarchów, często było chwytanie za broń w celu chronienia wolności i spokoju świętej Stolicy Apostolskiej, o ileż więcej sławy i czci przymnaża fakt posłużenia się bronią Ducha Bożego i niebiańskiej wiedzy w celu zmazania z wiary w Chrystusa tak wielkiej plamy i zachowania tych sakramentów, które niewątpliwie zapewniają zbawienie dusz! Te dwie funkcje, które dotychczas zawsze uważaliśmy za oddzielne, wyłącznie w Was, potężnym Suwerenie, zjednoczyły się, i to w wielkim wymiarze. Broniliście zarówno wolności Kościoła mieczem, ale także dowiedliście umocnienia swego pragnienia bronienia wiary chrześcijańskiej przeciw zuchwałej herezji skarbami Waszej pobożności i wykształcenia. Jedno stanowi dowód niezwyciężonego i wielkodusznego męstwa, drugie – dowód ducha i zmysłu delikatnej, pokornej i prawowiernej czci oddawanej Bogu. Jakimi słowami i w jakiej mowie pochwalnej mamy więc wysławiać tę pełnię wiedzy, która zdaje się wypływać z niebiańskiego źródła? Jak moglibyśmy odpowiednio podziękować za Waszą uprzejmość, za tak szlachetne zaprezentowanie Waszego intelektu? W obydwu wypadkach bezsilne okazują się tu słowa, a nawet myśli. Nie potrafimy też bez wzruszenia ukazać Waszych usług i zasług. Jak wielkiej miłości i zapału dowodzicie w Waszej obronie wiary chrześcijańskiej! Jakiej wobec nas życzliwości! A odnośnie do samej Waszej książki: co za niezwykłe opanowanie przedmiotu, jaka jasność metody, jak wielka siła wymowy, w której uwidacznia się sam Duch Święty! Jest ona w pełni zrozumiała, mądra i nabożna, życzliwa w pouczaniu, delikatna w upominaniu, poprawna w formułowaniu myśli. Jeśli wśród Waszych przeciwników znajdują się tacy, którzy nie ulegli mocy Księcia ciemności, to dzięki Waszym wywodom muszą zyskać większą jasność umysłu, jeśli jest to w ogóle możliwe. Jest to niezwykły i podziwu godny sukces. A ponieważ został osiągnięty w zupełnie nowy sposób, przez książęcą życzliwość i na chwałę wszechmocnego Boga i pożytek Stolicy Świętej, jesteśmy Wam za to, Obrońco wiary, bezgranicznie wdzięczni. Stolica Apostolska dziękuje Wam. Dziękują Wam wszyscy, którzy wielbią Chrystusa i są zjednoczeni w wierze w Niego. Zjednoczeni z naszymi czcigodnymi braćmi, w innym liście, opatrzonym naszą pieczęcią, który wkrótce otrzymacie, nadajemy Wam tytuł „Obrońca wiary”9 (Fidei Defensor). Choćbyś, najdroższy Synu, ten tytuł i tę cześć, jaką Wam okazuje święta Stolica Apostolska w uznaniu Waszej niezwykłej cnoty i jako wyraz wdzięczności, uważał za nie wiem jak wielki i pożądany, bądź pewien, że w niebie czeka Cię większa i chwalebniejsza nagroda od naszego Pana i Zbawcy. Przez bronienie Jego sprawy i Jego Oblubienicy wszelkimi metodami obrony wyjawiłeś swego ducha i cnotę. A kiedy będziesz rozważał ten tytuł, który otrzymałeś na ziemi i w niebie, pamiętaj również o tym, jakie wynikają z niego obowiązki. Nadal okazuj się tym, kim byłeś dotychczas. Niech Twoje dalsze czyny dorównują Twoim szczytnym, chwalebnym początkom. Oby Stolica Apostolska, dawniej chroniona Twoją bronią, i chrześcijańska wiara, teraz wzmocniona tarczą Twojej nauki przeciwko zbrodniczym urojeniom heretyków, mogła w Tobie zawsze widzieć pomocnika we wszystkich uciskach, tak żeby ta niezwyczajna i niewysłowiona Twoja sława, na którą zasłużył Twój Majestat, trwała do końca Twego życia i przez całą przyszłość była przedmiotem Twej chwały. Dan w Rzymie, u św. Piotra, pod pieczęcią rybaka, drugiego listopada 1521, w dziewiątym roku naszegopontyfikatu. AMDG (Ad maiorem Dei gloriam) Przedmowa króla do czytelnika Łaskawy Czytelniku! Mam nadzieję, że w tej książeczce jasno pokazałem, w jak absurdalny i bezbożny sposób Luter traktuje sakramenty. Spodziewam się, że wyjaśniłem, jak bezsensownie szkaluje Kościół i jak zuchwale, bezbożnie i absurdalnie odnosi się do ojca świętego, do Pism świętych i do publicznej wiary Kościoła, i to przeciw zgodnemu mniemaniu tylu epok i narodów, a nawet przeciw zdrowemu ludzkiemu rozumowi. Pragnę, żeby zaczął wreszcie pokutować za tak złośliwe potraktowanie sakramentu pokuty i żeby sam zaczął go praktykować we wszystkich jego elementach, bo przecież wszystkie je zaczął niszczyć. Żeby wyraził żal za swoje złośliwości i publicznie się przyznał do popełnionych błędów; żeby czynił pokutę za to, czego z największą możliwą satysfakcją dokonywał, i poddał się Kościołowi, który obraził tyloma obelgami. Naprawdę nie cierpię wielkiej głupoty tego człowieka i jego pożałowania godnego stanu i pragnę, żeby odzyskał zdrowy rozum, nawrócił się i żył dalej. Niech Bóg natchnie go do tego swoją łaską! Zaklinam wszystkich chrześcijan na Serce Jezusa, w którego wyznajemy wiarę, żeby zamykali uszy na te bezbożne słowa i nie popierali żadnych podziałów i poróżnień, zwłaszcza w tym czasie, kiedy szczególnym obowiązkiem chrześcijan jest zachowanie jedności przeciw nieprzyjaciołom Chrystusa. Henryk VIII

tytuł chrystusa w religii chrześcijańskiej